MENU

3/06/2019 0

Norweski Tour 2018 - dzień 7

KOSMICZNE GÓRY JOTUNHEIMEN 🌟 CZY JA JESTEM JESZCZE NA TEJ PLANECIE? 🌘 2ºC W SIERPNIOWE POŁUDNIE ⛄ WALKA Z TUNELAMI 🚳




Dzień 7

Etap 5

20 sierpień 2018, poniedziałek

Krossbu /w górach Jotunheimen/ - Lærdal /przy fiordzie Værdalsfjorden/
flaga-norwegii-ruchomy-obrazek-0007

LISA GERRARD - "TOO FAR GONE"
DO OBRAZKÓW TEGO DNIA PASUJE ZNAKOMICIE.



(Krossbu - Turtargø - Åsete - Øvre Årdal - Årdalstangen - Lærdal)

93,5 km
(łącznie 464,3 km)





start godzina 8:00

meta godzina 18:10

czas jazdy optymalny 6:33 h

czas etapu 10:10 h

średnia prędkość 14,3 km/h

prędkość max 64,21 km/h

suma podjazdów 1.431 m

wysokość max 1.437 m n.p.m.

wysokość min 1 m n.p.m.

wysokość start/meta 1.269/1 m n.p.m.

różnica wysokości 1.436 m

podjazd max 15%

zjazd max 15%

temperatura rano 3°C

temperatura min 2°C

temperatura max 14°C


Totalne szaleństwo i hardcore. Co ja, kurwa, tu robię to nie wiem.

W nocy jest tak zimno, że zamykam się cały w śpiworze razem z głową i zaciskam ściągacz do końca. Przez dłuższy czas jest ciepło dzięki oddechowi, ale w pewnym momencie zaczynam zdawać sobie sprawę, że mam mokre ciuchy. Trzeba było wystawić chociaż nos, a tak: zawilgociłem wszystko parą i pozostała mi gimnastyka co kilka minut. W namiocie sześć stopni. Nie chce mi się sprawdzać ile jest na zewnątrz. Dodatkowy efekt robi fakt, że śpię na lodowcu.

Rankiem wyskakuję na jednym oddechu i zwijam majdan. Temperatura trzy stopnie o ósmej. Nie pada. Lekko wieje. Ale jest tak zimno... A ja nawet nie zdaję sobie sprawy z tego co mnie jeszcze czeka.

Od pola namiotowego dalszy podjazd w góry Jotunheimen, aż do wysokości ponad tysiąc czterysta metrów nad poziomem morza, a tu jedynie dwa stopnie celsjusza! I tak przez kilka godzin - podjazd, zjazd, podjazd, zjazd pasmem Dachu Skandynawii.

To nie koniec. Na przełęczy Tortargø skręcam w wąską prywatną drogę biegnącą znów wysoko w góry, tym razem w masyw Hurrungane. Nadal strasznie zimno, a wilgotna wszystko przemaczająca mgła potęguje chłód. Nie mam czapki, tylko pelerynkowy kaptur pod kaskiem. Nie mam rękawic, jedynie bezpalcówki. Nie mam kominiarki. A na stopach jedynie sandały. Wieje, jest do południa dwa stopnie i poza nieludzkimi widokami jest nieludzka chujnia.

Kiedy myślę, że już, tuż, tuż został mi tylko zjazd do Øvre Årdal, po dwustu metrach zjazdu ponowna wspinaczka dwieście metrów w śniegi.

Wreszcie zjazd do fiordu - nieustanna dziewięcioprocentówka w dół z tysiąca trzystu metrów do zera. Zjeżdżając tak drżę i taki jestem skostniały, że nawet nie wiem czy trzymam kierownicę czy sama się trzyma dłoni. Pod koniec pędu wlatuję w deszcz i czternaście stopni celsjusza.

W samym miasteczku świeci słoneczko i jest bezwietrznie, ale ja jeszcze długo pozostaję ubrany we wszystko i zmarznięty. Aby się rozgrzać zachodzę do pizzerii i zamawiam najtańszą. Za około czterdzieści złotych dostaję olbrzymią pyszną margeritę i ku zdumieniu kelnerki pożeram ją w trzy minuty.

Teraz już tylko 35-kilowetrowy spacerek wzdłuż fiordowego jeziora do kempingu w Lærdal? Nic bardziej mylnego. Co prawda szosa biegnie obok wody, ale góra-dół-góra-dół, poza tym siąpi znów deszcz i wieje w twarz. No i te tunele. Przejeżdżam siedem z nich i normalnie włos się jeży - brak pobocza, zakrętasy i ryk silników ciężarówek.

Po dotarciu do ósmego tunelu następuje to co przeczuwałem - zakaz wjazdu dla rowerów. Cóż. Będę łapał stopa, no bo nie przejadę 6,6-kilometrową jamą z sześcioprocentowym podjazdem na całości. Zresztą "oko" czuwa przy wjeździe, a dwa tysiaki na drodze też nie leżą.

Stoję z godzinę i nic. Nikt nie staje, choć sporo kierowców kamperów wymownie rozkłada ręce, jakby chcieli, ale nie mogli. No właśnie. Przecież tu ciągła linia na poboczu, a nad głową kamera. Nikt tu nie stanie. No to zjeżdżam dwa kilometry niżej do przystani promowej i... zatrzymuje się pierwsze auto zjeżdżające z promu. Ledwo zdążyłem pozdejmować sakwy, nawet jeszcze nie wyciągnąłem kciuka, a tu cmyk, staje ciężarówka. Tir z pustą paką. I jedziemy. "-Łe-du-ju-from" - mówi. "-From-poł-land" - odpowiadam. A on: "-Gadasz...?". Masakra, gostek z Polski na tirze mnie zabrał. I to skąd? Ze Ścinawy! Piętnaście kilometrów ode mnie. Szkoda żeśmy tylko sześć minut gadali, bo tyle trwała jazda.

A wysiadam przy samym kempingu w Lærdalsøyri po drugiej stronie tunelu.


RANKIEM OKAZUJE SIĘ, ŻE NIE BYŁEM TU SAM


NIEZWYKŁY MAJESTATYCZNY PEJZAŻ JOTUNHEIMEN
















TYLKO NIE TRACIĆ WIARY...











NA DALEKIM PLANIE WIDAĆ MOST, DO KTÓREGO CISNĘ





















KARETKA POGOTOWIA W AKCJI



















PRZEDE MNĄ WYBAWIENIE - MIASTECZKO ØVRE ÅRDAL I FIORD ÅRDALSFJORDUR





























O, I TU SOBIE ODSAPNĘ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Blaru wyprawy