Dzień 20
Etap 14
11 czerwca, wtorek
Dos Hermanas - El Puerto de Santa María

(Dos Hermanas - Isla Menor - Lebrija - Trebujena - Jerez de la Frontera - El Puerto de Santa María)
118 km
(łącznie 1 705 km)
ANDALUZJA 118 km

czas jazdy 6:55 h
średnia prędkość 16,9 km/h
prędkość max 50 km/h
suma podjazdów 634 m
wysokość max 76 m n.p.m.
wysokość min 3 m n.p.m.
podjazd max 7 %
zjazd max 5 %
temp. max 38*C !!!
temp. rano 18*C
"Zatrzymaj się czasem. Zatrzymaj się i pozwól, żeby ogarnęło cię uczucie cudowności. To właśnie chcę ci powiedzieć o spokoju. Posłuchaj przez kwadrans ciszy, usłysz ją. Posłuchaj ciszy."
(Tiziano Terzani - "Koniec jest moim początkiem")
Już temperatura w nocy (18°C) zapowiadała to, co miało nastąpić później. Dziwne to uczucie kiedy kapiąca krew wydaje się chłodna tylko dlatego, że powietrze jest gorętsze od ciała. Oczywiście nie krwawiłem - to tylko taka hipoteza. 38°C w cieniu to rzeźnia. Na domiar złego wybieram sobie trasę przez Park Nacional de Doñana, gdzie:
- na jednym z odcinków przez 48 km nie ma żadnej miejscowości, nawet najmniejszej wioseczki,
- droga jest wyłącznie piaszczysta,
- wszędzie miliardy much,
- no i ten upał.
Park jest rozlewiskiem rzeki Guadalkiwir, która na tej olbrzymiej powierzchni tworzy bagno wielkości takiego na przykład polskiego województwa. Oczywiście napatrzyłem się za to na najprzeróżniejsze dziwne gatunki ptaków, jakich nigdy moje oczy nie widziały, ale nie dałem rady zrobić choćby jednej fotki, bo były bardzo płochliwe.
W Xerezie (Jerez de la Frontera), światowej stolicy sherry, pustki na ulicach. Powietrze drży i faluje, asfalt paruje, pot kapie ciurkiem.
No i w końcu docieram do Atlantyku - po 1.705 km jazdy na rowerze, a 3.697 km od domu, wliczając podróż moim Seatem. Jak miło zanurzyć się w oceanie.
Nocleg na kempingu tuż przy plaży, a właściwie na plaży, bo wychodzi się z niego wprost na nią. Nie słychać fal w namiocie, bo plaża ma jakieś 200, a może i 300 m szerokości.
Daję się namówić na posiłek w restauracji należącej do kempingu. W sumie nie płacę wiele (9,30€), a zakosztowuję prawdziwych rarytasów. Po pierwsze gaspacho, czyli chłodnik z mocno dojrzałych pomidorów, ogórka, papryki, oliwy z oliwek, dobrej jakości octu, zmielonych uprażonych orzechów, migdałów i okruszków chleba. Przy tym upale po prostu przepyszny. I pobudza kubki smakowe przed głównym daniem: choco frito, czyli maleńkie kawałeczki, takie na jeden kęs, różnego rodzaju owoców morza, usmażone w chrupiącej fryturze na głębokim oleju. Podane z bagietką i preclami. Do tego cerveza z beczki zaserwowana w szklaneczce do whisky. Wszystko razem naprawdę wyborne. Takie gaspacho w upalne dni na pewno zrobię nie jeden raz samodzielnie.
Chciałbym jeszcze spróbować cartucho (papierowa torba na wynos ze smażonym chrupiącym mixem różnych rybek), tagine (zupa z kolendry, oliwek i jagnięciny), callos en salsa pikante (flaki w ostrym sosie winno-orzechowym), arnadi (mauretański specjał z dyni, cynamonu, migdałów, orzeszków piniowych i jajek) i tabouleh (wielka, obłędnie pachnąca sterta mięty i pietruszki, podsycona kwaskowatością cytryny, podbita stanowczością pomidora i świeżością ogórka, wreszcie oprószona kuskusem), ale... muszę zacząć ograniczać € ;)
OWADZI RAJ
JEREZ DE LA FRONTERA
Beczki po sherry w centrum miasta Xeres.
JEREZ DE LA FRONTERA
XI-WIECZNY MAURETAŃSKI ALCÁZAR
JEREZ DE LA FRONTERA
COLEGIATA DE SAN SALVADOR
Barokowy, największy kościół w mieście, budowany od roku 1695 w miejscu XIII wiecznego kościoła, który z kolei powstał na fundamentach meczetu. Wewnątrz można podziwiać Virgen Nina Dormida (Madonna jako śpiące dziecko).
PLAŻA NAD OCEANEM ATLANTYCKIM W EL PUERTO DE SANTA MARIA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz