1/23/2018 0

Beskidzkie Cycle 2017 - dzień 3

WĘDRÓWKA Z PANORAMĄ NA TATRY I CAŁY BESKID 😍 OBLĘŻONA CZANTORIA WIELKA 💥 MOJE LITERACKIE FETYSZE 📚



Dzień 3

Etap 2 (pieszy)

29 sierpień 2017, wtorek


/Beskid Śląski: Pasmo Czantorii/

Przełęcz Kubalonka - Beskid (🗻 824 m) -Kiczory (🗻 990 m) - Kyrkawica (🗻 973 m) - Stożek Wielki (🗻 978 m) - Stożek Mały (🗻 843 m) - Cieślar (🗻 918 m) - Soszów Wielki (🗻 886 m) - Soszów Mały (🗻 764 m) - Przełęcz Beskidek - Czantoria Wielka (🗻 995 m) - USTROŃ POLANA




20,4 km

start godzina  8:15

meta godzina  15:15

czas przejścia wg mapy  6:55 h

czas przejścia faktyczny  7:00 h 

suma podejść  634 m

wysokość min  382 m n.p.m.

wysokość max  995 m n.p.m.

różnica wysokości  613 m

temperatura max  23*c

temperatura rano  10*c



Poranek mroźny, ale słoneczny i klarowny. Później temperatura wzrasta. Bardzo dobra widoczność i dostrzegalne Tatry.

Dziś drugi dzień z buta. Zaczynam tam, gdzie zakończyłem pierwszego dnia - czyli na przełęczy Kubalonka, dokąd docieram autobusem. Na dotychczasowych dzisiejszych czterech godzinach wędrowania napotykam jedynie grupkę grzybiarzy z koszami prawdziwków, pojedynczego wędrowca i samotnego rowerzystę. I taka frekwencja akurat bardzo mi odpowiada. Na większości odcinków idzie się odkrytym terenem i podziwia wspaniałe panoramy.











Podobno w tym roku panuje bąblowica, potworna choroba przenoszona przez kał lisów i "zjadana" razem z jagodami, których tu akurat pełno. I ludzie je ćkają bez mycia, bo... "tu, w górach, nie ma lisów". No i jak się okazuje, ja jednego dzisiaj napotykam jak sobie nadpełzywał z jagodziaka. I chycnął w borówki, zanim zdążyłem wyjąć aparat fotograficzny.






Takich kapliczek w Beskidzie jest bardzo wiele. Nie żebym był aż tak pobożny (choć uważam się za katolika), ale robi to fajny klimat, mnie osobiście ich widok na szlaku napełnia spokojem i taką pozytywną zadumą. Nie żebym od razu myślał o śmierci, raczej o prostocie, pięknie natury i radości z dnia w oderwaniu od schematów, przyzwyczajeń i przedmiotów.













W drodze na Stożek Wielki i schronisko Stożek (nawiasem mówiąc okazało się jeszcze nieczynne o tak wczesnej godzinie) łączy się pięć szlaków pieszych. Cztery polskie i jeden czeski. I tu dopiero zauważam różnicę w ich oznaczaniu. Czeski znaczek jest w rzeczywistości kwadratem, a między paskami ma niewielkie przerwy. A zawsze myślałem, że są identyczne.



Nie wiem dokładnie co to jest. Przypuszczam, że coś w rodzaju porodówki dla chrząszczy. Żeby ptaszory nie wyjadały małych robaczków. Samice w tych przegródkach moszczą swoje potomstwo...?


Dalsza wędrówka przez Cieślar i Soszów Wielki i Mały.






















Na Czantorii Wielkiej tłumy. Ponoć wyciąg od Ustronia dziennie przewozi 1800 osób. Wierzę. Turystów przyciąga 25-metrowa wieża wybudowana przez Czechów. Widok z niej oszałamiający. Oczom się ukazuje 360-stopniowa panorama. Widoczne jak na dłoni miasto Ustroń. Widać też świetnie piramidowe uzdrowiska w Ustroniu Zawodziu. Także Wisłę z jej największym hotelem Gołębiewski. I Tatry.

Na zejściu z Czantorii mijam może z sześć osób. Wszyscy pozostali jadą kolejką linową. Trochę ich rozumiem - różnica przewyższeń na krótkim dość odcinku to niemal 600 metrów.















Obiad w bazie dolnej stacji wyciągu. Wokół same niezachęcające fast foody, ale autobus mam za 45 minut, więc nie będę chyba wędrował w kierunku uzdrowiskowej części miasta w poszukiwaniu restauracji. Wciągam wołowego burgera z oscypkiem i frytki belgijskie. Mogą być. Nawet całkiem.

Jest wcześnie jeszcze, zaledwie po piętnastej. Będę miał mnóstwo czasu na kontynuację Houellebecq'a - wczoraj liznąłem ledwo dwa pierwsze rozdziały - i sączenie na przemian to Tullamore Dew, to Kofoli Extra Bylinkovej. A jutro znów rowerzę się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Blaru wyprawy