Siedzę sobie właśnie w restauracji Coloratta nad brzegiem Wisły. Zamówiłem pizzę, może banalne, ale podobno podają tu wyjątkowo dobrą, a ja jestem głodny jak pies.
Przyjechałem dzisiaj do Wisły z rowerem na aucie, aby zacząć kolejną wyprawę, a właściwie cycle - drugie po Bieszczadzkich cycle, a skoro jestem w Beskidach, to Cycle Beskidzkie. Podobnie jak przed dwoma laty, zaplanowałem po kilka tras rowerowych i kilka wędrownych oraz prawdziwą gratkę mniej więcej w połowie 12-dniowego wyjazdu, czyli festiwal Bracka Jesień w Cieszynie. Skupię się na Beskidzie Śląskim, ale zahaczę też Beskid Mały i Śląsk Cieszyński z bliźniaczym miastem Cieszyn/Těšín.
Ale nie tylko sportowo będzie. Spodobała mi się forma zastępcza wyprawy, jaka się urodziła dwa lata temu w Bieszczadach, kiedy nie mogłem się zbytnio forsować z sakwami. Zapragnąłem powtórzyć taki wyjazd, gdzie co rano można wstać ze świtem, wyruszyć na trasę z niewielkim bagażem, wrócić późnym popołudniem, wziąć długi gorący prysznic i posiedzieć długo do nocy w ciszy i samotności z dobrą literaturą i smaczną szklaneczką alkoholu.
Ulokowałem się w pensjonacie Pod Siglanami tuż przy stacyjce kolejowej Wisła Kopydło (tory i peron znajdują się praktycznie na ogródku). Pomyślałem, że fajnie będzie się przemieszczać tu i tam mając pod nosem szynobus, który kursuje na tyle często, że można o różnych porach z niego korzystać, i na tyle nieczęsto, że nie zakłuca spokoju. Niestety, już zdążyłem zauważyć, dojeżdżając do Wisły, zarwany most, no i faktycznie - linia została zawieszona. Trochę szkoda, bo fajny byłby klimacik.
Dzisiaj tylko lekki rekonesans. Nie będę zwiedzał miasta, bo do centrum idzie się prawie godzinę, a ja przyjechałem dosyć późno i muszę wypocząć i odespać poranne wstawanie przez cały tydzień na pierwszą zmianę do pracy o 3³°. Zjem tylko obiad (na który czekam już 40 minut), trochę się pokręcę koło wiślańskiej promenady, cyknę parę fotek i zawijam się do Kopydła spać.
Dzień 1
Etap 1 (pieszy)
27 sierpień 2017, niedziela
/Beskid Śląski: Pasmo Baraniej Góry/
WISŁA KOPYDŁO - WISŁA NOWA OSADA - Cienków Niżny (🗻 720 m) -WISŁA CZARNE - Barania Góra 🗻Δ 1220 m) - Beskidek (🗻 797 m) - Przełęcz Szarcula - Przełęcz Kubalonka
26,6 km
start godzina 7:30
meta godzina 15:35
czas przejścia wg mapy 8:15 h
czas przejścia faktyczny 8:05 h
suma podejść 1.080 m
wysokość min 464 m n.p.m.
wysokość max 1.220 m n.p.m.
różnica wysokości 756 m
temperatura max 27*c
temperatura rano 21*c
Beskidzkie Cycle zaczynam dniem pieszym. W pół do ósmej jestem już w trasie. Cisza, spokój, pusto, zważywszy że to niedzielny poranek. Dryluję wąskimi ścieżkami pomiędzy willami i pensjonatami wiślańskiej dzielnicy Kopydło, zmierzając w stronę początku szlaku na Baranią Górę, wiodącym do źródła Wisły. Po drodze zachwycam się krajobrazem przy zaporze i nieczynnym schronisku PTTK Nad Zaporą. Delikatna mgiełka podkreśla efektowną naturę.
Tuż za zaporą skręcam ostro w lewo, aby żółtym szlakiem przejść przez górę Cienków Niżny i dopiero w przysiółku Cienków dołączyć do zasadniczego niebieskiego szlaku na Baranią Górę. Po pierwsze jezioro Czerniańskie obszedłem już przed kilkoma laty przy okazji kilku dni pobytu w Szczyrku. Po drugie podobno warto nadłożyć te pół godzinki wspinaczki, bo widoki na to zasługują. Zobaczymy. Już na początku podejścia widać zabudowania Wisły Malinki.
Sielskie okolice masywu Cienkowa. Tylko wyłożyć się w trawie i oddać się błogiemu lenistwu.
A to już Biała Wisełka i urokliwe Kaskady Rodła z bujną zielenią i warstewką mgły. Ten zespół progów wodnych ma wysokość od 0,5 do 5 metrów. Nazwa Kaskady Rodła odnosi się do symbolu w kształcie stylizowanej, odwróconej litery "Z" przedstawiającej bieg Wisły jako kolebki narodu polskiego. Rodło było symbolem Związku Polaków w Niemczech, organizacji działającej na terenie Rzeszy, ponieważ członkowie związku nie mogli się posługiwać godłem polskim. Kaskad jest ponoć 16, choć wydaje mi się, że naliczyłem więcej.
Tuż przed szczytem Baraniej Góry. W drodze na niego przez jakąś godzinę ścigam się z koksami;) Najpierw wyprzedzają mnie z otwartymi puszkami piwka w jednym ręku i z zamkniętymi z drugim. Napompowani siłownią do oporu i młodsi o jakieś 20 lat ode mnie. Idę za nimi równym tempem, czekając jak osuszą puszki i wtedy wyprzedzam. Narzucam ostre tempo, ale oni się nie poddają. W połowie drogi, mając ich 50 metrów za sobą, słyszę jak się wkurzają, że jakiś stary leszcz ich zostawia. Na szczyt docierają 10 minut po mnie, bez koszulek, zajechani w trupa.
Barania Góra i panorama na wschód.
Od Baraniej zmierzam czerwonym szlakiem na zachód, w stronę przełęczy Szarcula. Tutaj już nie ma turystów, których całe pielgrzymki towarzyszyły mi wzdłuż Kaskad Rodła. Na szlaku jest właściwie pusto, chociaż niedziela i ładna pogoda, i to mi jak najbardziej odpowiada. Można w spokoju napawać się krajobrazami Beskidu Śląskiego.
Trasa moja kończy się na przełęczy Kubalonka, gdzie, w oczekiwaniu na autobus do Wisły, zamawiam obiad w niewielkim barze. Niestety obiad żenujący... Pomidorowa z toną rozgotowanego makaronu i niejadalny gumiasty ociekający olejem placek z sosem gulaszowym na bazie mąki pszennej i mąki ziemniaczanej.
Poza obiadkiem dzień mega udany.
Poza obiadkiem dzień mega udany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz