[more]
Dzień 20
Etap 20
21 lipiec 2011, czwartek
Piza - Santa Lucia
(Piza - Colesalvetti - Fauglia - Casciana Terme - La Sterza - Volterra - Santa Lucia)
114 km
czas jazdy 7:38
średnia prędkość 14,9 km/h
prędkość max. 56 km/h
przewyższenie 1.695 m
wysokość max. 532 m n.p.m.
wysokość min. 15 m n.p.m.
podjazd max. 14 %
zjazd max. 28 %! (jednokierunkowa uliczka w Volterra)
temp. max. 32*C
temp. rano 23*C
Z rana zostaję zaproszony na śniadanie przez Polaków, studentów turystyki obozujących w Pizie. Dawno tak nie smakowała kawka.
Później zwiedzanie Pizy, wczoraj nie było już czasu. Niestety, poza rzeczywiście zjawiskową Krzywą Wieżą, całe miasto nie jest aż tak interesujące, jak chociażby niedaleko położona Lucca. No ale dobra, przede mną cel całej wyprawy - Toskania.
Zaraz po wyjeździe z miasta gubię drogę i nagle znajduję się na autostradzie. Postanawiam nie zawracać, tylko przejechać nią 5 km i na najbliższym zjeździe trafić na właściwą drogę. Oczywiście po przejechaniu kilkuset metrów zatrzymuje mnie polizia. "Autostrada no biciclietta! Grande cartello!"- drą się na mnie. No to będzie gorąco. Jadę sobie rowerem po autostradzie, bez kasku (na głowie chusta), i co najgorsze - rano dokończyłem niedopite wieczorem winko. Problemy? Skądże. Policjanty kazali jechać dalej i pięknie na kogutach mnie uroczyście odprowadzili te 5 km (jadąc za mną), wskazawszy jeszcze właściwą drogę i powiedziawszy "ciao" na koniec. Policja a polizia to różnica, no nie? ;)
No dobra. A więc zwiedzam sobie wzdlóż i wszerz tą moją Toskanię. Ech... No co ja będę pisał. Te przestrzenie, krzewy ciężkie od winogron, srebrzysto-oliwkowe gaiki oliwkowe. To jest to czego oczekiwałem i o czym marzyłem.
Raj na ziemi. Acienda, niewielka winniczka, mały gaj oliwny, ze cztery gąski w ogródku, śliczny kremowej maści konik na wybiegu (taki żeby tylko cieszył i sobie żył), ze dwa drzewka brzoskwiniowe i morelowe, i wokół jeżynowe ogrodzenie, takie dla ozdoby bardziej niż dla wyznaczania terytorium, i własnego wyrobu wyborne wino w piwniczce. Wino, owoce, oliwa, przepyszny chleb, maleńka acienda, cisza... No czego potrzeba do szczęścia?
O niedowierzanie własnym oczom przyprawia mnie miasteczko Volterra, położone na szczycie niesamowicie stromego piaskowca (chyba). Uliczki tak wąskie i strome, że trzeba uważać na oba lusterka w aucie i jeździć non stop na drugim biegu (oczywiście wszędzie jednokierunkowe). Kostkowa droga o 28%-owym nachyleniu, czyli tylko dla lokalsów; turysta na takiej drodze wkomponuje się swoją bryką w kamienicę na dole lub z boku. Hehe. Mój rower jedzie w dół, choć koła się nie kręcą.
Dzisiejsza sjesta na kempingu w Santa Lucia u podnóża San Gimignano, które to miasto będę podziwiał na spokojnie jutro.
PIZA
KRAJOBRAZY TOSKANII
VOLTERRA
TOSKANIA - CIĄG DALSZY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz