[more]
Dzień 1o
Etap 10
11 lipiec 2011, poniedziałek
Amlach - Wald im Pinzgau
(Amlach - Lienz - St.Johann im Walde - Matrei in Osttirol - Neukirchen - Wald im Pinzgau)
88 km
czas jazdy 5:36
średnia prędkość 15,8 km/h
prędkość max. 69 km/h
przewyższenie 1.183 m
wysokość max. 1.648 m n.p.m.
wysokość min. 673 m n.p.m.
podjazd max. 12 %
zjazd max. 7 %
temp. max. 28*C
temp. rano 23*C
W nocy była straszna nawałnica. Dobrze, że naciągnąłem namiot linkami (czego zazwyczaj nie robię), bo bym został sam na glebie. Od dzisiejszego dnia miałem postanowienie wstawać nie o siódmej, ale o szóstej, ze względu na mozolne podjazdy i czas na nie poświęcany. Niestety, leje do dziewiątej niesamowicie, potem jeszcze pucowanie roweru, który leżał rano w błocie (dzisiaj będę spał z rowerem, w końcu mam podwójną Atacamę), dość że wyjeżdżam dopiero o jedenastej.
Po drodze mozolny 6%-owy podjazd pod przełęcz Tauerntall z 1000 metrową różnicą poziomów. Kiedy dojeżdżam do słynnego tunelu Felbertauern (5.282 m długości), okazuje się, że herr z budki za szlabanem nie przepuści mnie. "Nicht fahrrad." Tunel nie dla rowerów. A przez całe 46 km od Lienz nie było ani jednego znaku czy tablicy, oznaczającej zakaz. Bym sobie inaczej pojechał, a nie drapał się w górę niepotrzebnie. Pan z budki łaskawie zaproponował mi taxifahrrad za jedyne 18 €! Wszyscy kamperowcy na podjeździe i przy tunelu chcieli sobie robić ze mną zdjęcia (to chyba dlatego, że miałem ten obłęd w oczach), ale nikt nie zaproponował, że mnie podrzuci na drugą stronę - te 5 km wygrzebane w górze St. Pöltner. No to się podwiozłem, tą taksówką.
Na zjeździe Amertal trochę mnie poniosło i zacząłem wyprzedzać tiry. Jeden ambitny, którego łyknąłem, chciał mnie dogonić, a le jak zaryczał hamulcami na przepaścistym wirażu, to mu się odechciało ;-]
Przełęcz Gerlos i falę Krimmler muszę dziś już odpuścić. Jest już późno, a ja nie jadłem nic od 9 rano. Pora rozbić zelt i spałaszować puchę gulaszu z dodatkiem 6 parówek i pysznego tyrolskiego chleba, spłukując niezłym piwkiem po 80 centów za butelczynę.
Obok mnie na polu namiotowym parka sakwiarzy ze Słowacji, ale chyba nie w humorze, bo skitrali się z namiocie. Choć Słowaczka pytała o piwo (widząc jak ja się raczę), po które Słowak się nie kwapił skoczyć. Zaprosiłbym, ale miałem już tylko pół.
10 dni minęło, 1.100 km przedrałowanych. Zobaczymy co jutro Blaru da radę wykręcić;)
PORANEK
ZA 5,3 KILOMETROWYM TUNELEM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz