1/23/2010 0

Epilog atramentem sympatycznym pisany

Dopisek

[more]

Uzmysłowiłem sobie, że cokolwiek widziałem, czegokolwiek doświadczałem co chłonąłem, to jakby nie ja sam...


Wszystko odbieram nadal i nieustannie oczami K., z myślą (albo i nawet bez myśli - instynktem, wnętrzem) jak to wszystko by Jej się podobało, jakie miałaby wrażenia, czy to by jej smakowało, czy brzmiałyby w Jej ustach cudne, prawie dziecinne, gardłowe wibrujące dźwięki: "mmMmmMmmMmmMmmMmm..." oznaczające ekscytację.


W czasie tej pustelniczej i natchnionej wyprawy, w prostocie, w chwilach samotności wśród gór, pośród lasów, wśród jezior, jak ludzkie zwierzę - nabrałem jednej jedynej pewności w sercu, że siebie nigdy nie zawiodę. Że wiem, czym jestem. Że choć przeraża mnie czasami wielkość nieurzeczywistnień, i choć jak płonące polano rozsypię się na zawsze - jedno tylko umiem: kochać jak pies, wiernie, bezczelnie, zwyczajnie. Ugryźć i lizać potem, warczeć i upokarzać się, skamleć i łasić się. Pies, pies jestem najzwyklejszy. Ale wiem przecież czym jestem i czuję, że za chwilę zaszczekam niesamowicie i jak owczarek kaukaski polecę za dziwnymi przypadkami moich wiecznych, w kółko idących wędrówek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Blaru wyprawy