[more]
Dzień 7
Etap 7
8 lipiec 2011, piątek
St.Wolfgang - Golling
(St.Wolfgang - Strobel - St.Gilgen - Brunn - Salzburg - Hallein - Golling)
86 km
czas jazdy 5:15
średnia prędkość 16,3 km/h
prędkość max. 54 km/h
przewyższenie 760 m
wysokość max. 730 m n.p.m.
wysokość min. 422 m n.p.m.
podjazd max. 11 %
zjazd max. 26 %! (ścieżką dla pieszych ze wzgórza Mönchberg w Salzburgu)
temp. max. 32*C
temp. rano 19*C
W nocy była potworna wichura. Namiot trzepotał jak moja flaga podczas zjazdu z 12%-ówki. Ale byłem taki zmęczony, że nie chciało mi się nawet wyjść i sprawdzić, czy warto wbić linki naciągowe. A może taki sen tylko miałem... ;)
Od rana zaczął działać licznik, sam z siebie, po prostu. Wczorajsze dane ustalę sobie na podstawie google map i GPSies.
Dzisiejszy etap miał przebiegać (wg planu) aż do jeziora Zeller See, czyli początku drogi Großglockner Hochalpenstraße, ale że dotychczas podczas każdego dnia traciłem po około 10 km do planu, to musiałbym zrobić ze 160 km dziś. A że nazajutrz czekałby mnie morderczy podjazd, podzieliłem etap na pół i tyle.
Dzień zaczynam od zwiedzenia St.Wolfgang i jeziora Wolfgangsee.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=2JKVawFkFUE&w=560&h=315]
Wczoraj dotarłem tutaj bardzo późno i już nie miałem ochoty na obserwowanie okolicy, chyba że zeltplatzu (pola namiotowego). Potem St.Gilgen i gigantyczny wyciąg na Zwölferhorn.
Docieram do Salzburga, najbardziej "klimatowego" miasta, w jakim w życiu byłem. Warto także było wspiąć się z całym majdanem na wzgórze Münchberg, skąd rozciąga się niewiarygodna panorama na Salzburg.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=S-FcjuAdIIo&w=560&h=315]
W mieście jem obiad, hot-doga (smażona parówka w maleńkiej bułeczce) za 4 € (!), czyli jedyne 16 zł - a to najtańszy fastfood. Za to przepyszne olbrzymie lody po 2 € w lodziarni nad samą rzeką Salzach. Zagaduje mnie rowerzysta (Salzburg to miasto cyklistów), co prawda bez sakw, ale na sprzęcie obagażnikowanym jak należy. Pyta, pyta, w jego oczach widzę entuzjazm. Mówi, że w czerwcu zrobił 3 tysiące km po Europie. Rozmawiamy kaleczonym angielskim. I dopiero jak się rozstaliśmy załapałem, że na koniec pytał czy mam gdzie spać. Tępy jestem. Za słabo dukam. Języki... Muszę się wziąść za angielski jak chcę podróżować na jana.
Podobają mi się tutejsze dziewczęta:) Austriaczki to zdecydowanie mój gust. Typowa Austriaczka, czy to 40-, czy 14-latka, jeździ na wyczynowym rowerze, ma łydki jak Florence Griffith-Joyner i chodzi w sukience. One nawet na rowerach śmigają w sukienkach;)
Kolejna moja wędrówka to dolina rzeki Salzach, wzdłóż której zmierzam na południe Austrii.
Nocleg: pole namiotowe na obrzeżach Golling u podnóża Hoher Göll. Może góra niewielka jak na Alpy, ale Rysy to przy niej pan pikuś. Pan, bo Rysy to przecież nie pikuś;)
Więc popijam sobie Kaisera, pojadam ryż z sosem grzybowym naprędce upichcony, siedząc w otwartym namiocie, bo lekko mży, i cykam z wnętrza fotki. Podchodzi do mnie Anglik z naręczem Puntigamerów i proponuje swoje towarzystwo. Ciekawe czy jutro będę miał kaca? ;) Jego żona (?) ślicznie się do mnie uśmiecha...
ST.WOLFGANG I WOLFGANGSEE
SALZBURG
W DOLINIE RZEKI SALZACH
FOTO Z WNĘTRZA NAMIOTU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz