Dzień 10
Odpoczynek
22 maj 2016, niedziela
Chania (Χανιά)
R.ROO - "ONE DAY"
temperatura max 30*c
temperatura rano 18*c
Siedzę sobie właśnie przy malutkim stoliku, który sobie przysposobiłem na kampingu i kontempluję dzień, który właśnie mija.
Zdreptałem Chanię wzdłuż i wszerz. Teraz karmię kota, który pilnował mi przez cały dzień dobytku. Ze smakiem pałaszuje kawał gorącego rogala ze szpinakiem. Pewnie wyczuł w nim masło, bo rogal jest tłuściutki niczym francuski croissant. Odrywam się od pisania i ze zdumieniem obserwuję jak ta kocina wypełza spod sąsiedniego namiotu targając w zębach foliową torebkę ze sporym kawałkiem suchej kiełbasy. Ktoś obejdzie się bez kolacji. A już myślałem, że polubię te plugawe stworzenia;)
Skoro nadmieniłem o gorących rogalach. Tutaj bardzo popularne jest coś w rodzaju snack-barów. Podjeżdża do nich głównie młodzież na skuterach. Serwuje się tam tysiące rodzajów gorących chrupiących wypieków - nadziewane faszerowane bułeczki, rogale, croissanty, pity, placuszki (podwójne, z farszem pomiędzy warstwami), świderki, obwarzanki, rurki itd., świeżo wyciskane soki i kawę na 100 sposobów. Rano zajadałem z apetytem wielką bułę z ciasta filo nadziewaną fetą. Myślałem, że będzie słodka jak baklawa. Nic bardziej mylnego - zero cukru, super. Do tego sketo, czyli mocna mała kawa bez dodatków. Chanijczycy mają na punkcie tych snack-barów hopla. Też bym miał. Inne nadzienia jakie wypatrzyłem dla siebie to mięso, orzechy włoskie, sezam, ser kreteński (w kulkach), kapusta, kolorowe papryczki, kabaczki, bakłażan, dymka...
Zakupy na wyjazd... No coś bym fajnego przywiózł z tej Krety. No ale co zabrać do samolotu, czego nie zabiorą mi z podręcznego bagażu, i czego mi nie uszkodzą w opłaconym? Zdecydowałem się na kilka puszek znakomitej greckiej oliwy, parę opakowań marynowanych oliwek, dwie butelki ouzo i dwie rakí, pistacjową baklavę w zgrabnym pudełeczku, owocowe rachatłukum (winogronowe i malinowe), ręcznie wykonany moździerz, craftowe łyżki do serwowania małych przekąsek i dzbaneczek na oliwę, mały słoiczek miodu, maskotkę kreteńskiej kozy kri kri, trójwymiarową zakładkę do książki, kalendarz i parę innych drobiazgów. Chciałem wciągnąć jakąś błyskotkę, ale miałem obawy, że spróbują mi wcisnąć jakiś tombak czy coś tak blaszanego.
Dziś w Grecji (albo i na samej Krecie) jest chyba jakieś święto. Natrafiłem akurat na początek defilady wojskowej, jak sądzę ze stacjonującej w Chanii jednostki. Śmiesznie maszerują z tym swoim wymachem lewej ręki aż nad głowę. Sporo aut ma powywieszane greckie flagi z podoczepianymi na masztach okrągłymi bochenkami chleba zawiniętych w foliowe woreczki. "Mój kraj - mój chleb", tak to chyba interpretować należy. Mimo woli udało mi się wkomponować w to świętowanie. Miałem na sobie granatowe spodnie dresowe z białymi lampasami i niebieski t-shirt. Wypisz wymaluj flaga. I do tego ta kolarska ogorzała opalenizna. Turyści co rusz to zaczepiali mnie pytaniami, biorąc mnie za lokalsa. Zabawnie słyszeć Polaków zwracających się do mnie po angielsku - od razu słychać, że to "polski" angielski.
Jestem zniesmaczony tutejszym piwem. Co prawda butelki posiadają poręczne i praktyczne zawleczki, jak u nas tymbarki, ale wszystko smakuje tak samo, czyli jak woda mineralna z odrobiną ekstraktu słodowego. Myślałem, że lepiej będzie z importowanym, zatem skusiłem się na Guinnessa. I co? Farbowana woda rozlewana przez koncern Carlsberga na tą część Europy, to samo Corona - sama woda. Stouta więc wypiłem tylko dla samego klimatu posiedzenia sobie w ładnym miejscu. No ale mając doskonałe winnice Grecy mogą sobie chyba odpuścić piwowarstwo.
Spacerując po zaułkach Chanii, obserwując dziesiątki (setki) zachęcających swoim wyglądem i repertuarem restauracji i wdychając unoszące się aromaty, zafundowałem sobie wypasiony lunch. Składało się na niego coś, na co już w Hiszpanii polowałem, a czego jeszcze nigdy nie kosztowałem. Podano w kolejności: 0,375 l dzbanuszek czerwonego wytrawnego wina kreteńskiego plus kieliszek; horiatiki, czyli sałatka grecka, tu w wersji z wędzonymi oliwkami; grzanki z czosnkiem; tzatzyki i, najistotniejsze, zapieczone ślimaki w tymiankowym kwaskowatym sosie. Nawet dały radę.
Skoro mowa o kuchni. Jedna jedyna uwaga moja na ten temat. Istnieje zasadnicza różnica między l o k a l n y m jedzeniem w l o k a l n y c h tawernach z dala od ruchu turystycznego, a tawernach nastawionych na turystów. Przepaść.
Kreteńczykom nigdzie się nie spieszy, czas jakby dla nich nie istnieje. Czasami czekałem pół godziny na piwo, na rachunek, na kawę, kiedy tylko ja sam jeden byłem do obsłużenia. Wszystkie sklepy otwierane są dopiero o 10-tej, aby już o 14-tej zamykać na przerwę. Chcąc kupić chleb usłyszałem od pani: "już za chwilę, to znaczy za godzinę, powinni przywieźć dostawę - a był dzisiaj? - nie [jest południe], ale niech pan sobie weźmie wczorajszy za darmo". Hehe...
PODSUMOWUJĄC:
- przepiękne krajobrazy,
- świetna lekka kuchnia w mniej turystycznych regionach,
- sympatyczni otwarci ludzie,
- przystępne ceny artykułów spożywczych,
- trochę zbyt mało kampingów, a te, które są - kiepskie,
- możliwość spania na legalu pod chmurką dosłownie wszędzie, o ile się znajdzie niekamienisty niezbyt spadzisty skrawek terenu,
- drogi w świetnym stanie, tylko te makabryczne podjazdy i zjazdy z piłowaniem hamulców aż w uszach świdruje,
- niezwykły smak pomarańczy i pomidorów, pachną i smakują jak nigdzie indziej,
- sam kraj trąci jeszcze archaizmem, coś jak Polska 20 lat temu, kto był ten wie o czym mówię. Na co ci Grecy wydali te unijne pieniądze, hehe...? Odnosi się wrażenie, że airport, organizacja ruchu na drogach, miejsca użyteczności publicznej, standardy w restauracjach itd. to nie Grecja tylko... Kazachstan;-)
Mi osobiście strasznie się podobało. Chętnie jeszcze kiedyś wrócę. Ale bez roweru;-) Tylko z plecakiem, namiotem i kuchenką turystyczną.
HALIDON, GŁÓWNA ARTERIA STAREJ CZĘŚCI MIASTA
AKTI KOINTOURIOTI, DEPTAK PRZY ZATOCE
WENECKA LATARNIA MORSKA
SERCE STAREGO MIASTA, NASTROJOWY LABIRYNT WĄSKICH ALEJEK I ULICZEK Z TURECKIMI BALKONAMI I WENECKIMI ELEWACJAMI, Z CAŁĄ MASĄ SKLEPÓW Z RZEMIOSŁEM I KAFEJEK
FILMIK NR 4
STANĄŁEM SOBIE PRZY MAŁYM STOLICZKU O WYGLĄDZIE I ROZMIARACH KLĘCZNIKA KOŚCIELNEGO, ABY WYPIĆ KAWKĘ. TAKIE STOLICZKI SĄ TU WPROST NA CHODNIKU, A WŁAŚCIWIE NA GRANICY ULICY Z CHODNIKIEM. MOŻNA SĄCZYĆ KAWĘ OBSERWUJĄC ŻYCIE ULICY. I ZUPEŁNIE NIESPODZIEWANIE PRZESZŁA SOBIE POD MOIM NOSEM DEFILADA. (MYŚLAŁEM POCZĄTKOWO, ŻE TEN POLICJANT MA COŚ DO MNIE...)
STANĄŁEM SOBIE PRZY MAŁYM STOLICZKU O WYGLĄDZIE I ROZMIARACH KLĘCZNIKA KOŚCIELNEGO, ABY WYPIĆ KAWKĘ. TAKIE STOLICZKI SĄ TU WPROST NA CHODNIKU, A WŁAŚCIWIE NA GRANICY ULICY Z CHODNIKIEM. MOŻNA SĄCZYĆ KAWĘ OBSERWUJĄC ŻYCIE ULICY. I ZUPEŁNIE NIESPODZIEWANIE PRZESZŁA SOBIE POD MOIM NOSEM DEFILADA. (MYŚLAŁEM POCZĄTKOWO, ŻE TEN POLICJANT MA COŚ DO MNIE...)
WIDOK ZE SCHIAVO BASTION
NIE LUBIĘ KOTÓW, JEDNAKŻE...
MIEJSCAMI JEST TAK WĄSKO, ŻE WITRYNY ZACHODZĄ NA SIEBIE WZAJEMNIE, A SĄSIEDZI MOGĄ WITAĆ SIĘ Z TYMI Z PRZECIWLEGŁYCH BALKONÓW UŚCISKIEM DŁONI
SAMOOBSŁUGOWA FROZEN-JOGURCIARNIA Z NIEZLICZONĄ ILOŚCIĄ DODATKÓW
PRZYSTAWKA (ΣΥΝΗΜΜΕΝΟ)
I DANIE GŁÓWNE (ΚΥΡΙΩΣ DISH)
AKTI MIAOULI, MŁODZIEŻOWA CZĘŚĆ STAREGO MIASTA
RZUT OKA W STRONĘ MORZA. PÓŁWYSEP AKROTIRI
AKTI MIAOULI
PORT I WENECKIE ARSENAŁY
PORTOWA CZĘŚĆ MIASTA
PIWKO. NIE BYŁO NAJLEPSZE (CHOĆ PRZEPADAM ZA STOUTAMI), ZA TO WSZYSTKO WOKÓŁ OWSZEM
NA KONIEC MOJA ULUBIONA PANORAMA CHANII
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz