MENU

4/01/2021 0

Dolina Bobru Tour 2020 - dzień 5

WRACAMY DO DOMU 👪 PRZESZKODY I PRZYGODY 🚳💥💫💪 UPAŁ 🌞😅





 Dzień 5 (ostatni)
 

12 sierpnia 2020, środa
 

okolice Bobrowice/Nowa Kopernia - Lubin



TEN KAWAŁEK WSTAWIAM TUTAJ NIE BEZ KOZERY. UTWÓR USŁYSZAŁEM W DZIECIŃSTWIE, KIEDY BYŁEM MAŁYM CHŁOPCZYKIEM, MOGŁEM MIEĆ TYLE LAT, ILE MÓJ SYNEK PIOTRUŚ MA TERAZ. RODZICE OGLĄDALI JAKIŚ SERIAL, ALE MI ZAPADŁA W PAMIĘĆ TYLKO MELODIA Z TEGO FILMU. URZEKŁA MNIE DO TEGO STOPNIA, ŻE TOWARZYSZY MI DO DZIŚ GDZIEŚ TAM GŁĘBOKO W SERCU. TO TAKA KWINTESENCJA ŻYCIA W KILKU NUTACH.

 

 ANDRZEJ KURYLEWICZ - "POLSKIE DROGI"




(Bobrowice - Nowa Kopernia - Szprotawa - Małomice - Żagań - Stara Kopernia - Gościeszowice - Przemków - Lubin)

129,3 km
(łącznie na tej wyprawie 457,7 km)


 

start godzina  7:20
 

meta godzina  19:20
 

czas jazdy optymalny  8:34 h
 

czas etapu  12:00 h
 

średnia prędkość  15,1 km/h
 

prędkość max  30,65 km/h
 

suma podjazdów  393 m
 

wysokość max  184 m n.p.m.
 

wysokość min  102 m n.p.m.
 

wysokość start/meta  127/144 m n.p.m.
 

różnica wysokości  82 m
 

podjazd max 4%
 

zjazd max  4%
 

temperatura rano  17*C
 

temperatura min  17*C
 

temperatura max  36*C!

 

 

 POBUDKA Z KROWAMI

Śpi nam się doskonale. Jest cichutko, nic nie zakłóca ciszy nocy. Dopiero o piątej rano dobiega naszych uszu odległe szczekanie psa. Ujadanie przybliża się z każdą sekundą. Po kilku minutach jest już całkiem blisko, a wraz z nim ciężki tupot, podzwanianie łańcucha i krótka niegłośna komenda: "cicho". Wychylam głowę z namiotu i, pamiętając że na czyimś terenie należy być przede wszystkim miłym i otwartym niż wystraszonym, witam się z uśmiechem z... farmerem, który przyprowadził swoje krowy na wypas w towarzystwie psa. Facet jest bardzo grzeczny, psisko też już spokojne. Ucinamy sobie pogawędkę, bo spania już i tak nie będzie. Farmer niegdyś zastał namiot również w tym miejscu, jednak nikt z niego nie wyszedł, a gospodarz poszedł zostawiwszy krowy, i one zjadły kawał namiotu, o co później mieli pretensje śpiący na dziko turyści. No to my sobie robimy śniadanko, krówki pasą się trawką, świeci ładne słoneczko i zapowiada się piękny dzionek.

 A tu na zdjęciach już województwo lubuskie i Szprotawa - piękny most na Bobrze oraz nietypowy dwuwieżowy (jedna wieża krzywa!) ratusz z 1260 roku.


 




CZY DALSZA JAZDA WZDŁUŻ BOBRU MA SENS?

Do ujścia Bobru zostało jeszcze sporo kilometrów, myślę że koło setki, może więcej. Jednak tu nie ma już za bardzo alternatywy dla ruchliwej drogi powiatowej poza mocno zapiaszczonymi drogami leśnymi. Postanawiamy, że dojedziemy jeszcze do Żagania (jednak dookoła, przez lasy) i tam odbijemy od naszej rzeki w stronę domu. 










JEDNO WIELKIE GRRRUUUCH!

A tutaj, zupełnie spontanicznie, wyjąłem aparat, bo coś mi mówiło, że ta ciężarówa nie przeciśnie się pod mostem. Kierowca stał chwilę, przyczajał się, gdzieś telefonował i... nagle rura, dziarsko ruszył do przodu. Kiedy już wydawało się, że przejedzie, coś przenikliwie zgrzytnęło, łupnęło i kawał mostu posypał się w dół. Zahaczył wysięgnikiem przewożonej ciężarówki, że o mały włos by ją zgubił.






ŻAGAŃ

Nasza obecność w tym mieście to przede wszystkim sesja fotograficzna na dworcu kolejowym oraz nasze pożegnanie z Bobrem.


 




 






CHASZCZE, KOCIE ŁBY I SMOŁA

Zmieniamy kierunek jazdy - teraz będziemy podążać już w stronę domu. Wybieramy ustronne drogi na północ od Żagania, Szprotawy i Przemkowa. Omijamy w ten sposób krajową "12"-kę. I tu zaczyna się nasz "dramat". Najpierw błądzimy leśnymi ścieżkami po jakiś chaszczach i korzeniach, bo skończył się asfalt wbrew obietnicom mapy samochodowej. Potem, kiedy już szczęśliwi wyjechaliśmy na szosę, okazuje się, że właśnie panowie drogowcy uciapali dziesięć kilometrów drogi smołą i kamyczkami, co szczególnie uwielbiam, a co najbardziej odczuł Piotruś, bo musiałem mu zamknąć przyczepkę chroniąc przed gradem kamyków, co w dzisiejszym upale nie było za fajne. Na deser jeszcze kilka sporych odcinków po kocich łbach. W rezultacie okazuje się (już w domu), że uszkodziliśmy poszycie nowiutkiej przyczepki i trzeba było później świecić oczami i złociszami. Ale były też odcinki całkiem fajne, jak chociażby odseparowana droga rowerowa.


 







SZCZĘŚLIWI W DOMU

No i jesteśmy. Udało się. Ponad 450 km z przyczepką i sakwami. Znaczna część trasy w terenie - drogi szutrowe i piaszczyste drogi polne. Upał przekraczający 30 stopni C. Trochę zmęczeni (to raczej ja), ale niesłychanie radośni. Prawdziwie męska przyjacielska wyprawa okazała się wspaniała, co obaj potwierdzamy z wielkim entuzjazmem. Taką niezwykłą przygodę polecamy każdemu, choć może na nieco krótszych dystansach.


 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Blaru wyprawy